wtorek, 31 lipca 2012

Tioga Pass

Dziś mało technicznie, a bardzo naturalnie i przede wszystkim pięknie: Tioga Pass.

Nagranie pokazuje trasę California State Route 120 zaczynając od Mono Lake (no, kawałek za Mono Lake, tam, gdzie ładne widoki się zaczynały) aż do bramy praku Yosemite na przełęczy Tioga. Przyrost wysokości: Około kilometr, z niecałych 2km do 3031m npm, taką wysokość już się czuje, człowiek, wyraźnie szybciej się męczy idąc pod górkę. Długośc trasy: Około 19km.

Zapraszam do oglądania:


Ciekawie wygladają butelki otwierane na tej wysokości po zjechaniu z powrotem na dół, a najlepiej na poziom morza: około 30% różnica w ciśnieniu atmosferycznym powoduje, że wyglądają, jakby ktoś z nich wyssał powietrze i zakręcił :)

poniedziałek, 30 lipca 2012

Old Faithful

Każdy, kto choć trochę interesuje się naturą zapewne choć raz słyszał o gejzerze Old Faithful, będącym główną atrakcją parku Yellowstone. Jeśli jednak ten najbardziej znany gejzer na świecie jest Wam obcy, to poniżej małe zdjęcie poglądowe, po więcej informacji odsyłam na Wikipedię.
Ten oto widok przypominający pękniętą rurę ciepłowniczą przyciaga do Parku miliony ludzi. Aby nie być gołosłownym, to tuż obok gejzera jest taki oto oblegany punkt widokowy i hotel (Old Faithful Inn):
Zaraz obok "głównej atrakcji" znajduje się Upper Geyser Basin (Rejon górnych gejzerów), który jest najbardziej interesującym skupiskiem aktywnych gejzerów i źródeł geotermalnych w całym Parku, można tam z powodzeniem spędzić kilka godzin. Dołóżmy do tego wspomniany Old Faithfull Inn, oraz liczne punkty z jedzeniem i pamiątkami i robi nam się z tego niezły park rozrywki: (zdjęcie ze strony Secret Yellowstone)



Tak jest, dobrze widzicie: Dookoła gejzera powstał parking, którego pozazdrościłby niejeden supermarket,  są tam dwie stacje paliw, warsztat samochodowy, zas dojazd zapewnia bezkolizyjne skrzyżowanie przeniesione rodem z autostrady! Stacja paliw, warsztat samochodowy i węzeł drogowy poniżej:
Wszystko to jest konieczne do sprawnej obsługi turystów, odległości w parku są tak duże, że na rezerwie można nie dac rady wyjechać z parku, przy warsztacie również stało kilka popsutych i rozbitych samochodów, zaś parking, pomimo tego, że jest olbrzymi, to miejsce znaleźliśmy dopiero gdzieś na samym końcu! Dodatkowo tuż po wybuchu gejzera tłum ludzi idzie do samochodów i rusza w strone kolejnych atrakcji tworząc korki na wyjeździe z parkingu.

Wspominałem już o olbrzymim (oryginalnie 370 2-4 osobowych pokoi) hotelu Old Faithful Inn, który sam w sobie również jest atrakcją turystyczną. Tak się prezentują jego wnętrza:




Pomimo ogromu tej budowli, jak i obecności innych miejsc noclegowych w okolicy pokoje trzeba rezerwować z wielomiesięcznym wyprzedzeniem.

Skala całego przedsięwzięcia, polegającego na pokazywaniu ludziom buchającej z ziemi pary powala...

piątek, 20 lipca 2012

Cabovers, czyli krótkonose trucki

Cabovers (ang. kabina ponad) to typ ciężarówki, której kabina znajduje się ponad silnikiem, przez co nie posiada charakterystycznego nosa. Tego typu ciężarówki niemal całkowicie zdominowały rynek Europejski ze względu na ich zwarte gabaryty i świetną zwrotność, zaś w Stanach, od kiedy zmieniono przepisy dotyczące długości całkowitej niemal zupełnie zniknęły z rynku, zaś jedyny do dziś produkowany ciągnik tego typu (Freightliner Argosy) jest wysyłany jedynie na eksport.

Trudno się temu trendowi dziwić, w tego typu cięzarówce dostęp do silnika jest utrudniony, jazda jest mniej komfortowa ze względu na fotel niemal na samej osi, oferują one równiez nizsze bezpieczeństwo i spalanie (przy czym to ostatnie jest dyskusyjne, co pokazały badania Scanii). Długość nie jest już problemem, tak więc naturalną koleją rzeczy była przesiadka na "konwencjonalne" ciężarówki z charakterystycznym nosem.

 Z tego powodu cabovery są rzadkością na drogach USA, kilka jednak udało mi się uchwycić:





Nie jest przypadkiem fakt, że sporo tych ciężarówek jest używana przez rolników, bądź na krótkich trasach. Większość z nich jest już bardzo stara i nie nadaje sie do komfortowego, a co najważniejsze pewnego przemierzania USA, częste awarie i wysokie koszty obsługi oznaczają wysokie koszty operacyjne i mniejszy zysk.

Pozdrawiam i ruszam do Yosemite!

Tekturowe budownictwo

W całych USA podstawowym budulcem jest drewno i materiały drewnopochodne. Przykładowy dom zbudowany jest z belek w typowym rozmiarze 2 x 4 cale (two by four) obitych z dwóch stron płytami OSB, powstała przestrzeń pozostaje albo pusta, albo wypełnia się ją masą celulozową służącą za ocieplenie, używa się też płyt z wełny mineralnej. Od zewnątrz przychodzi membrana (taka folia przepuszczająca parę, a nie wpuszczająca wody) i na to jakieś wykończenie - Czy to siding, czy to coś na kształt jakby boazerii, warstwa klinkierowych cegieł, może jakieś inne pokrycie.


W środku królują carpety na podłodze i tapety na ścianach. Okna w Kaliforni są w większości przesuwne, zazwyczaj w bok, czasem w górę. Co ciekawe przez wiele lat standardem była pojedyncza szyba, która nie zapewnia praktycznie żadnej izolacji cieplnej, dziś stosuje sie podwójne szyby. W oknach przynajmniej jedna połowa posiada moskieierę (świetne rozwiązanie!), często nawet drzwi na balkon są podwójne, to znaczy zewnętrzne drzwi to ramka z moskitierą.




Orzewanie i ciepłą wodę zapewnia piec gazowy, przy czym ciepło rozprowadzane jest kanałami wentylacyjnymi. Tą samą drogą można rozprowadzić zimne powietrze, o ile tylko zastosowana została klimatyzacja.

Takie budownictwo ma swoje zalety i wady. Po pierwsze jest o wiele tańsze od murowanego, po drugie w rejonie występowania trzęsień ziemi zawsze lepiej dostać drewnianą belką, niż betonowym stropem :) Poza tym takie domy można szybko zbudować (odbudować?).

Jak dla mnie przeważają wady: Dom nie zapewnia praktycznie żadnej izolacji cieplnej, właściwie temperatura z niewielkim poślizgiem podąża za tym, co na zewnątrz. W takiej Kaliforni nad wybrzeżem temperatury zimą czasem spadają do zera, zaś latem podchodzą pod 40, oznacza to olbrzymie zużycie gazu do ogrzewania i prądu do chłodzenia (o ile tylko ktoś ma klimatyzację.). Wewnętrzne ściany są tak cienkie, że uginają się pod naciskiem, w dodatku kiepsko chronią przed dźwiękiem, nie wspominając o tym, że wystarczy pomylić gaz z hamulcem, by zaparkować samochodem w salonie. Taki dom nie zapewnia też żadnej ochrony przed włamaniem, furtki na ogród mają tylko zatrzask, a drzwi na taras mają zamki chyba tylko po to by się nie otworzyły, jak ktoś przypadkiem oprze się o klamkę. W dodatku dom jeśli nie spłonie, to zostanie zjedzony przez termity, czy inne korniki... Wolę stare, dobre cegły :)

czwartek, 19 lipca 2012

Oszustwo po Amerykańsku

Jest sobie taka mała stacja Shell w Nevadzie, w miejscowości Wells, dokładniej to ta konkretna stacja, która znajduje się tuż przy drodze na skrzyżowaniu autostrady I80 z krajówką US 93. Stacja ta ma popsuty wyświetlacz cen (na zdjęciach z Google jeszcze go nie ma), na szczęście właściciel poradził sobie wieszając pod popsutym wyświetlaczem cenę paliwa na tabliczce. Nawet niezłą dodam, po drugiej stronie szosy cena wynosiła 3.64 za galon, a tutaj 3.56. Podjeżdżamy i już na samej stacji zauważamy, że na tabliczce jest dopisek "propane", czyli nasze znane i lubiane LPG. Szukając cen benzyny natrafiamy na mały wyświetlacz, taki ze dwa metry wysokości zastawiony jakąś starą cięzarówką, a tam cena 4.46. Nie no, to musi być jakaś pomyłka, takie ceny to byly wtedy, gdy ceny ropy poszybowały w kosmos... Niestety, ale potwierdzenie ceny znaleźliśmy w okienku w dystrybutorze, wtedy mając już pewność, że jest to próba naciągania na drogie paliwo pojechaliśmy dalej.

Trochę może i szkoda, bo googlując w poszukiwaniu informacji o tej stacji dowiedziałem się, że ominął nas niezły spektakl. W skrócie proceder wygląda tak:
-Podjeżdżasz na stację zwabiony "niską ceną" (niemal nikt nie używa tutaj LPG)
-Podczas tankowania podchodzi koleś z sąsiedniego sklepu z oponami
-Koleś się przygląda, zauważa, że któraś z opon wymaga natychmiastowej wymiany
-Bierze auto na darmowy przegląd ogumienia
-Opony trzeba wymienić, najlepiej wszystkie cztery, w końcu muszą być dopasowane
-Płacisz horrendalną kasę za stare, używane opony, czaem nadajace się na śmietnik
-Odjeżdżasz zadowolony z nowych opon i taniego paliwa, zaś wysokiego rachunku za paliwo nie zauwaqżasz płacąc kartą w dystrybutorze.

Dopiero przy pierwszym przeglądzie okazuje sie, że "nowe" opony to tak napradę szroty, a caly proceder był jednym wielkim oszustwem...

Tak więc nie tylko u nas można znaleźć krętaczy, różnią się tylko metody i skala, zaś kombinacja oszukiwania i na paliwie i na oponach przez dwa sąsiednie zakłady jest dość ciekawa...

środa, 18 lipca 2012

Trucki paczka #1

Znów czasu brak na cos konkretniejszego, zapraszam do oglądania cześci fotek ciężarówek, które uchwyciłem, w najbliższym czasie reszta:
http://imgur.com/a/aqnpB#0

P.S. To jet zaleły post, ktory "nie poszedł" z hotelowego internetu.

Yellowstone - Park Narodowy drive-thru

Wycieczka do Yellowstone (która była przyczyną braku nowych postów) pokazała mi jak bardzo Amerykanie uzależnieni są od samochodów. Dziewięć lat temu uderzyła mnie obecność aptek przez które przejeżdża się bez wysiadania (tytułowe drive-thru) sieci Walgreens (zdjęcie wykonane przez Dave N.):

Teraz, po przejechaniu około 2000 mil miedzy innymi przez pustkowia w Nevadzie i Idaho zdałem sobie sprawę, że inaczej, niż samochodem trudno byłoby się tutaj w ogóle poruszać, odległości są olbrzymie, skupiska ludzkie zbyt rozstrzelone. Kolej byłaby zbyt kosztowna, samoloty nie są rozwiązaniem dla przeciętnego zjadacza chleba, choć małych lotnisk jest stosunkowo dużo. Samochody są duże, bo miejsca jest dużo, ceny paliw nigdy nie stanowiły problemu.

W efekcie równiez i miasta, czy parki narodowe sa dostosowane do zmotoryzowanych podróżnych i to takich, którzy poruszają się przerośniętymi samochodami, czy wręcz domami na kółkach.

Dla oddania skali: Yellowstone National Park zajmuje powierzchnię 898 318 ha, zaś największy w Polsce Biebrzański Park Narodowy to 59 223 ha, przy czym Yellowstone na dokładkę otacza kilka "lasów narodowych" i sąsiaduje z drugim, mniejszym ("zaledwie " 130,000 ha) parkiem narodowym Grand Teton.

Całe Yellowstone można, a właściwie trzeba zjeździć samochodem - W Parku jest sieć dróg tworząca dwie pętle widoczne na mapce poniżej (mapa z USGS):

Jak widać odległości są pokaźne na tyle, że nawet jazda rowerem spowoduje stratę większości czasu na przemieszczanie się, zaś pieszych ścieżek łączących punkty zupełnie brakuje, gdzieniegdzie są scieżki do których trzeba dojechać, przejść kawałek i wrócić do samochodu. Na drodze jest ograniczenie do 45 mil na godzinę wiele osób jedzie około 50, co rusz są zatoczki na zatrzymanie i oglądanie widoków (a jest co oglądać niemal przez cały czas!). Przy kazdej atrakcji jest parking, zazwyczaj taki, co pomieści ponad 50 aut, w tym kilka, bądź nawet kilkanaście "large vehicles", czyli dużych camperów tutaj zwanych RV, czy pickupów pokroju Ford F350 z naczepami (tak, naczepami) kempingowymi.




Przy głównych atrakcjach w środku dnia zdarzają się zatory i czatowanie na zwolnienie się miejsca parkingowego, nie wspominając o korkach, które powodują zarówno zubry leniwie przelewające się na drugą stronę jezdni, czy po prostu ludzie zwalniający niemal do zera w celu popodziwniania widoków, czy też jakiś zwierząt przy drodze.

Tytułowe drive-thru nie tyczy się jedynie faktu, że wszedzie trzeba dojechać, niektóre mniejsze atrakcje da się zobaczyć dosłownie nie wysiadając z samochodu, wystarczy zaparkować przed tablicą informacyjną, zerknąć za okno i można ruszać dalej, sami tak parę razy robiliśmy, gdyż ten park jest zbyt wielki, by w trzy dni od rana do nocy wszystko "obskoczyć". Szczytem wszystkiego jest Mammoth Hot Spring, gdzie była specjalnie przewidziana drogowa pętla dookoła gorących źródeł, brakowało tylko magnetofonu z nagraniem mówiącym na co teraz patrzeć i ile metrów podjechać, na mapie jednokierunkowa po lewej na dole:
A tutaj fragment z przejazdu, niestety padał deszcz.


Celowo nie opisywałem rejonu gejzera old Faithful, gdyż niezwykłość tego miejsca wymaga osobnego wpisu. Poniżej kilka zdjęć poglądowych na Yellowstone, które zrobiłem:








piątek, 13 lipca 2012

Samochody paczka #2

Kolejne ciekawe pojazdy namierzone po drodze. Tym razem trafił się Thunderbird, Tesla Roadster, czy np. stara 911. Niestety nie mam teraz zasu nawet zdjęć obrobić, więc kilka ciekawych postów musi poczekać...














Drogi same się nie zbudują



W Stanach sieć autostrad jest świetna - Duże miasta i skupiska ludzi połączone są siecią autostrad (freeway) i dróg krajowych (highway). Duża sieć dróg oznacza również dużo do naprawiania i to właśnie robotom drogowym poświęce ten wpis.


Roboty drogowe są zawsze doskonale oznakowane, specjalnie dla nich zarezerwowane są znaki drogowe w kolorze jaskrawo pomarańczowym, często "ozdobione" chorągiewkami. Na długo przed samymi robotami pojawia się mały znak "Road work ahead", kawałek dalej kolejny przypominający o podwójnych stawkach mandatów w obrębie robót, dalej ostrzeżenie o znliżającym się ograniczeniu prędkości, następnie rozpoczyna się "strefa pachołków" - "cone zone", ustawianych nawet, gdy nie są potrzebne dla przypomnienia o wysokich mandatach,  gdzieś dalej zaczynają się właściwe roboty, zmiany pasów, itd., zaś koniec obszaru robót drogowych (i wysokich mandatów) sygnalizuje mały znak "End work zone". 


W samym obszarze robót drogowych pośród raczej standardowego wyposażenia wyróżniają się przyczepy z wyświetlaczami LED, gigantyczne amerykańskie pachołki, pickupy ze stroboskopami wewnątrz zwykłych świateł, oraz kobitki obsługujące dwustronny znak na patyku STOP/SLOW do kierowania ruchem, czy ostrzegaia, gdzie faktycznie zaczyna się coś dziać. Większość robót prowadzona jest nocą, niestety oznacza to, że teren budowy oświetlony jest wieloma najaśnicami, nierzadko skierowanymi prosto w oczy kierowców. Dodatkowo w takiej Kaliforni związki zawodowe policjantów wywalczyły przepis wymagający obecności policjanta na terenie robót droowych, dlatego trzeba tam uważać podwójnie - Żeby nie wjechać w pachołki, ani by nie złapać podwójnego mandatu. A tak to wygląda w praktyce: